piątek, 12 lutego 2016

Walę drinki.

Sesja, trzeba się uczyć więc napiszę sobie coś skoro mnie tak to wszystko irytuje.

Dlaczego nie cierpię i nigdy nie będę w stanie znieść Walentynek. Czy będę czy nie będę w związku.

Wszystko zaczęło się jakieś 10 lat temu jak moja pani profesor od fortepianu wytłumaczyła mi dlaczego nie lubi czerwonych róż. Za to stała się mentorem mojego wyczucia stylu.

Jestem okropna w zapamiętywaniu imion, nazwisk, rocznic, chyba że mi facebook przypomni, albo zajrzę tego dnia akurat do kalendarza, chociaż jestem w stanie rano pamiętać i popołudniu kompletnie zapomnieć. O urodziny Joli! Pamiętałam od tygodnia, życzeń do tej pory nie napisałam a już dochodzi 23… ok napisane. Wracam do tematu.

Osobiście jestem zwolenniczką okazywania uczuć bez powodu, może dlatego, że uczucia pojawiają się spontanicznie. EUREKA! Wielkie celebrowanie uczucia, które trwa i powinno być doceniane i okazywane każdego dnia jest dość sztuczne. Tym bardziej nie rozumiem dzielenia się z całym internetowym społeczeństwem jakiej to bielizny nie ubiorę na walentynki, jak to się nie obudzę przy jego boku kolejnego poranka cała w skowronkach. FAJNIE! Tylko, że to jest mega prywatna i intymna rzecz i trochę szkoda, że nie jest to na tyle wartościowe dla tych osób, żeby wystarczający był fakt, że tę chwile spędziło się razem, było się dla siebie, tylko jeszcze trzeba trajkotać o tym w sieci.

Dodatkowo czerwony jest moim ulubionym kolorem i mam wobec niego pewną teorię i jest ona daleka od całej serduszkowej szopki walentynkowej. To samo z tymi czerwonymi różami, które kojarzą mi się z jedną konkretną osobą w mojej rodzinie też nie bez powodu. I okej, Walentynki to jedna z tych nielicznych okazji gdzie można a nawet jest wskazane podarowanie ich wybrance serca, przyjaciółce już mniej, bo od tego dnia, nie wiem jak was ale przytłacza mnie zewsząd płynący podtekst erotyczny. Będąc na studiach nauczyłam się, że to chleb powszedni ale niezależnie jak długo moi znajomi z tego nie wyrosną ja zdania nie zmienię, że jest to niesmaczne, mało oględne i chamskie dla kogoś kto chciałby serio przeżyć takie uczucia. Bardzo spłyca się całe kwieciste uczucie, którym można obdarzyć tę wyjątkową osobę. Za to najbardziej nie lubię Walentynek. I nie będę przyklaskiwać całej tej szopce. Dla mnie uczucia pełnią bardzo ważną rolę w życiu, kto mnie zna ten wie zresztą :D wystarczy pobyć ze mną tydzień :P

Właśnie! I dlaczego w Walentynki zapominamy o najbliższych? W sensie dlaczego tylko temu jednemu pępkowi naszego wszechświata składamy życzenia? Czy nie kochamy naszej najlepszej przyjaciółki? Mamy, babci, kuzynki, taty, dziadka i całej reszty naszych bliskich? Może inaczej. Walentynki to również święto zakochanych. Ja na przykład jestem zakochana ogólnie prawie we wszystkim co mnie otacza i chodzę często jak taki totalnie potłuczony głupek ulicą uśmiechając się do siebie bo tak mi czasami serce się raduję jakbym autentycznie była w kimś zakochana. A ja po prostu kocham swoje życie. I o tej miłości mogłabym trajkotać całymi dniami.

Więc ja w niedzielę zadzwonię do mojej chrześniaczki, która na pewno będzie moją walentynką, do mojej cioci-babci, która zawsze o mnie pamięta a ja jestem ta zła, do mojej przyjaciółki ale jej nawet nie muszę mówić co myślę, bo ona i tak wie lepiej i więcej na mój temat i może jakiś przedstawiciel płci męskiej zostanie obdarowany przeze mnie serduszkiem na fb :P niech pozna jak romantyczna jestem! No i na pewno pierwsza miłość mojego życia czyli moi rodzice bo niezależnie jak bardzo czasami mam ich po dziurki w nosie nikt nigdy nie poświęcił mi tyle czasu i nie był w stanie przyjechać na drugi koniec Polski, żeby mnie przytulić. To musi być miłość <3

A najlepsze moje Walentynki były wtedy kiedy, wręcz jak powiadają wszystkie legendy, poszłam z przyjaciółkami na trip po poznańskich shot barach :D każda doskonale zna swoje możliwości a noc była długa, niczego nie żałuję, bawiłam się wyśmienicie i w doborowym towarzystwie, mimo że mogłam ten wieczór spędzić z kimś na randce :D także chyba to będą kolejne Walentynki, które zamienię na Walę w Drinki. Tym razem jakieś soczkowe bo post czy coś, ale za brytyjskimi komediami romantycznymi nie przepadam to jeszcze ewentualnie w grę wchodzi jakaś dłuższa przebieżka i kilka dobrych godzin na rozmowie z tymi których kocham. Nie tylko tego jednego dnia. I nie tylko miłością eros.


https://www.youtube.com/watch?v=QPw1WFvzuVc

<3

M.