piątek, 7 listopada 2014

Powroty.

Od maja 2013 do maja 2014 mija 365 dni. A do listopada 2014 kolejne 120. To długa przerwa jak i masa wydarzeń. Nie nastąpił w moim życiu żaden wielki przewrót, wszystko wydaje się być podobne. Nie wyjechałam na studia do obcego miasta, nie przestałam chodzić na balet, przyjaciele mnie nie opuścili. Jednak trochę się zmieniamy, tak ogólnie. Także i moja osoba uległa tej transformacji. 

W związku z małymi komplikacjami przeżywam jakoby year gap. Teoretycznie jestem studentką I roku filologii romańskiej jednak zamieszkuję sobie w bibliotekach umawiając się na konkretne randez-vous z niektórym znanymi panem Pazdro, panem Witowskim, panem Campbellem z ekipą i pięcioksiągiem wydawnictwa PWN i niezliczoną ilością kserówek, na które wreszcie mam zamiar chociażby zerknąć. 

Mam nieodparte wrażenie, że nie mam czasu. Jest to dość irracjonalne biorąc pod uwagę ilość godzin poświęconych na wykładach, korkach czy na sali baletowej. To wrażenie towarzyszy mi przez całe szkolne życie i chyba staram się z nim nieudolnie walczyć. Nie do końca jestem przekonana o poprawności takiego postępowania bo właśnie nadarzyła się okazja do pożałowania takiego stanu rzeczy.

Dostałam sobie ot piękny studencki kalendarz. Postanowiłam go sumiennie prowadzić, żeby się nie pogubić. Piękny plan, wydaje się prosty do zrealizowania. Jednakże trzeba być świadomym, że doba ma 24h a ja znowu pragnę aby dzień trwał o 12h dłużej. Także różne ciekawe rzeczy mnie omijają albo wchodzę do domu na minut 15 aby wrócić do niego po 22 i jeszcze mieć odwagę na polemikę z mamą <<dlaczego to nie jem obiadów>>. Więc nie dość, że nie mam czasu, żeby ten kalendarz prowadzić, to jeszcze realizacja zapisanych planów woła o pomstę do nieba...

A w tym wszystkim zdarza mi się wypaść z torów i np. spędzić sobie noc w szpitalu bo znowu pogorszyły mi się wyniki krwi. Pięknie! Na szczęście ten temat przechodzi do lamusa, gdyż nastąpiła długo oczekiwana poprawa, nieznaczna, ale poprawa a to nie ukrywam nowość. Co do przepisów dla anemików to mogę książkę napisać, a że ostatnio to modne to kto wie :D

Taki na początek wstęp. Moja głowa jest pełna pomysłów jak zawsze. Życie bardzo monotonne ale można je sobie takimi wypocinami urozmaicić, prawda? A życie ma to do siebie, że zaskakuje i co najważniejsze jest najciekawszą <<rzeczą>> na świecie. Kiedyś podzieliłam się z MG. refleksją, że się chyba zakochałam, wywołało to lekkie przerażenie bo takie ekstremalne uczucia mogą wywoływać życiowe przewroty, które moja bratnia dusza wie, że ciężko przeżywam, jednakże uświadamiając ją że jest to zakochanie w poczuciu szczęścia poczułam, że ulga przyszła szybciutko. Także chyba po prostu pospisuję sobie tutaj takie rzeczy, które to poczucie szczęścia wzbudzają, żeby rutyna mnie nie zjadła albo żeby jakoś się motywować do nie-przestawania-bycia-sobą.

bonsoir
M.